świadectwa_bozego_działania
Kto chce być moim uczniem
Chociaż wiedziałam, że idąc za Chrystusem muszę być przygotowana na wzięcie krzyża, to jednak było to dla mnie trudnym wyzwaniem.

Jako 19-letnia dziewczyna przeżyłam swoje seminarium odnowy w Duchu Świętym, tym samym pogłębiając swoją relację z Jezusem Chrystusem, z którym zawsze byłam blisko (OAZA, pielgrzymki). Zaangażowałam się w tworzenie wspólnoty życia, jaką stała się w przyszłości wspólnota „Miasto na Górze”. Zawarłam z Bogiem Przymierze, stanowiące moje zobowiązanie wobec Niego i ludzi pragnących świadomie przeżyć swoje życie według chrześcijańskich wartości. Wyjechałam na dwa lata do Anglii gdzie zaangażowałam się w życie wspólnoty z łańcucha wspólnot „Miecz Ducha”. Tam poznałam mojego przyszłego męża Pawła, który w tej właśnie wspólnocie oddał swoje życie Jezusowi. Po powrocie do Polski pobraliśmy się i włączyliśmy się na nowo w życie wspólnoty „Miasto na Górze”.

Pan Bóg nam błogosławił. Kupiliśmy duże mieszkanie, mieliśmy dobrą pracę, a po dwóch latach urodził się nam upragniony syn Krzysztof. Był to czas radości, miłości i prawdziwego szczęścia. Wtedy w naszym życiu pojawił się „KRZYŻ”. Nasz syn mając trzy miesiące zachorował na bakteryjne zapalenie opon mózgowych. Trafił do szpitala. Zaczęła się walka o jego życie. Modlitwa rodziny, wspólnoty, znajomych. Po trzech tygodniach lekarz stwierdził, że Krzysiu wyzdrowieje, ale że my, jako rodzice, powinniśmy podziękować Bogu, bo dla niego jest to ewidentny cud.

Nie minęły dwa miesiące odkąd Krzysiu wrócił ze szpitala do domu, a czekała nas kolejna próba wiary. Mój mąż Paweł zachorował na nowotwór złośliwy – czerniaka. Wynik biopsji był dla nas wyrokiem śmierci. Rozpoczęły się naświetlania, chemioterapie. Był to czas kurczowego trzymania się nadziei i wołania do Boga o łaskę zdrowia. Po dwóch latach walki z chorobą Paweł zmarł – miał 28 lat. Był to czas, w którym uświadomiłam sobie, że pójście za Jezusem, to wejście na drogę, po której niesie się krzyż, a w czasie w najcięższej próby Bóg przychodzi, by mnie podnieść i umocnić do dalszej podróży. Bóg wlał w moje serce przekonanie, że dla Pawła było to najlepsza droga do domu Ojca. Śmierć przestała być klęską, zatratą, rozpaczą, a stała się posłańcem nowego życia dla mojego męża. Choroba Pawła i sposób w jaki znosił cierpienie przybliżyło wielu ludzi do Boga. Do dzisiaj dostaję informacje jak Bóg działał przez jego postawę.

Po śmierci męża zaczęły się problemy z moim synkiem. Pierwotnie stwierdzono u niego nerwicę lękową, a ostatecznie zespół Aspergera (autyzm społeczny). Miał ogromne problemy w przedszkolu i szkole. Wtedy doświadczyłam, że „krzyż” może być ponad siły. Zaczęłam rozumieć upadki Pana Jezusa w drodze na Golgotę, ale też doświadczyłam, że w chwili ostatecznego wyczerpania i niemocy Bóg jest najbliżej. Jego łaska sięga dalej niż siły ludzkie.  Tam gdzie umęczony człowiek nic już nie może, łaska działa cuda. W tym trudnym czasie borykania się z chorobą dziecka i zapewnieniem bytu naszej małej rodzinie, Bóg przysyłał ludzi z dobrą radą, wsparciem materialnym, modlitwą.

Po 10 latach Bóg dokonał kolejnego cudu w naszym życiu: uzdrowił Krzysia z jego choroby. Kończą się jego lęki, nieprzespane noce, problemy w szkole. Ja mam dobrą pracę umożliwiającą mi utrzymanie nas obojga. Podejmuję decyzję o budowie małego domu. Bóg przyznaje się do mojego planu i w niesamowity sposób błogosławi temu dziełu. W czasie całej budowy nie miałam problemów z wykonawcami oraz dostawcami. Po niecałych dwóch latach wprowadzamy się do nowego, ślicznego domu. 

Myśląc o swoich doświadczeniach, wiem, że życie z Bogiem to raz radosna ścieżka betlejemskich pasterzy, kiedy indziej towarzyszenie w drodze krzyżowej, a czasami doświadczenie chwały Jezusa Zmartwychwstałego. Jedno jest pewne: na tej drodze Bóg zawsze jest ze mną i dodaje mi siły, aby wytrwale nieść nadal swój krzyż i dochować wiary.

Ania
powrót