świadectwa_bozego_działania
Moc uwielbienia
Do napisania tego świadectwo zachęciły mnie słowa piosenki: „Nie zapomnij tego, co Jemu zawdzięczasz. Nasz Pan Wielkim Bogiem Jest”.

Zawsze marzyłam o domu. Takim maleńkim, jak dzieci często rysują na obrazkach. Jedno okienko, jedne drzwi, komin, dym z komina. Marzenie to było dla mnie tak nierealne jak zdobycie gwiazdki z nieba.
Ale dla naszego Pana nawet rzeczy niemożliwe stają się możliwe. Po kilku latach moje marzenie się spełniło. W styczniu 2006 kupiliśmy nasz wymarzony dom, ale nie o naszym domu będzie to świadectwo.

Był kwiecień 2006 roku. Na rutynowej kontroli u ginekologa usłyszałam miażdżącą mnie diagnozę - guz jajnika 8 centymetrów. Nie chciałam w to wierzyć. Poszłam do innego lekarza - nie chciało być inaczej. Tomografia komputerowa z kontrastem i dodatkowe badania potwierdziły diagnozę. Jestem osobą wierzącą, więc usilnie błagałam Pana Boga, żeby stał się cud, żeby na kolejnym badaniu okazało się, że to jakaś totalna pomyłka. 

Modliłam się gorąco, prosiłam innych o modlitwę w tej sprawie, poszłam na mszę z modlitwą o uzdrowienie. Pamiętam dokładnie podczas mszy o uzdrowienie, osoby mające rozeznanie duchowe mówiły na głos, jakie schorzenia Pan Bóg uzdrawia podczas tego nabożeństwa. Na temat mojej dolegliwości nie padło ani jedno słowo. Zapamiętałam jednak słowa, które na zakończenie powiedział kapłan: „nie wszyscy wyjdą z tego kościoła uzdrowieni, ale na pewno wszyscy wyjdą pocieszeni”. 

Postanowiłam razem z moimi siostrami z grupy domowej, że przez dwa tygodnie o nic nie będziemy Pana Boga prosić, tylko będziemy Go uwielbiać we wszystkim, co się będzie działo. Przyznam szczerze, że choć starałam się być bardzo dzielna, czasami chowałam się pod kołdrę i wołałam płacząc: „Panie Boże staram się być dzielna i uwielbiać Cię w całej tej sytuacji, ale nie jestem. Jestem słaba. Chciałabym Ci bezgranicznie zaufać i uwielbiać Cię, ale w mojej głowie wyobrażam sobie najgorsze scenariusze i boję się”.

Czekałam na cud, ale żaden spektakularny cud się nie wydarzył. Termin operacji zbliżał się wielkimi krokami. Zbliżał się też czas przeprowadzki do naszego domu - bo od niego zaczęłam to świadectwo. Szczerze mówiąc byłam w takim stanie, że nie miałam ochoty na tą przeprowadzkę. Zadawałam Panu Bogu tysiące pytań, DLACZEGO? Dlaczego właśnie teraz, gdy spełniło się marzenie mojego życia, dlaczego nie mogę się nawet nacieszyć tym domem, dlaczego?

W maju przeprowadziliśmy się do nie całkiem jeszcze wykończonego domu, a w lipcu poszłam na operację. Dwa tygodnie spędzone w szpital onkologicznym były bardzo trudnym czasem. Spotkałam wiele młodych kobiet w trakcie lub po chemii w chustkach przykrywających łyse głowy. Starałam się o tym nie myśleć, nawet z nikim na ten temat nie rozmawiać, bo jak to w szpitalu bywa, każdy chętnie dzieli się swoim tragicznym przypadkiem. Chociaż nie było to łatwe, szukałam pocieszenia i trzymałam się słów: „nie wszyscy będą uzdrowieni, ale na pewno wszyscy będą pocieszeni”. Pamiętam dziesiątki SMS-ów ze słowami pocieszenia i zapewnienia o modlitwie od moich braci sióstr ze wspólnoty. 

Operacja się odbyła, guz został wycięty. Jeszcze w jej trakcie zostało przeprowadzone badanie śródoperacyjne, więc gdy doszłam do siebie dowiedziałam się, że nie był to guz złośliwy i nie będzie żadnej chemii i dalszego leczenia. Zobaczyłam wtedy, że przez te wszystkie trudy i doświadczenia Pan Bóg przeniósł mnie na swoich ramionach. Że cały czas był przy mnie, pocieszał mnie ustami moich braci i sióstr.

Dzisiaj już osiem lat cieszę się naszym domem. Za wszystko Panu Bogu dziękuję. Z radością zamiatam chodnik przed domem w lecie, a w zimie go odśnieżam. Jestem bardzo wdzięczna Panu Bogu za Jego dobroć i bezmiar Jego łaski. Zawsze będę pamiętała ile Mu zawdzięczam.

Amen Alleluja.
Basia



powrót